Będąc w Pilicy nie mogę nie wspomnieć o sławnym Stanisławie Warszyckim , którego postać jest niezwykle kontrowersyjna.
Tego właściciela ogromnych posiadłości ziemskich na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej , w tym Dankowa , Włodowic, Ogrodzieńca , czy Pilicy , historia pamięta jako patriotę, obrońcę Częstochowy i bohatera wojen polsko-szwedzkich.
Był również dobrym gospodarzem .Dokończył budowę obwarowań pilickiego Pałacu i ufortyfikował swoją wieś Danków, otaczając ją wałami, murem i fosą.
Natomiast w legendach i podaniach ludowych utrwaliła się inna,druga twarz tego zamożnego magnata – sadysty i okrutnika.
Srogi i nielitościwy był zarówno dla służby , jak i dla swoich kolejnych żon. Jedną ponoć za niewierność żywcem zamurował i potem wysadził tę część zamku , a inną za nieposłuszeństwo chłostał publicznie.
Okoliczni starsi mieszkańcy Pilicy pamiętają liczne przypowieści o tym bogatym Panu na zamku w Pilicy.
Podobno pewnego razu Warszycki wyprawił ucztę dla wszystkich dziadów i żebraków z okolicy.
Zanim jednak weszli na salony , musieli się wykąpać i odziać w nowe szaty.
Ich stare łachmany, dziwnym trafem , przepadły bez wieści , a wraz z nimi wszystkie wyżebrane pieniądze , które zawsze nosili przy sobie.
Po tym incydencie kasztelan zagrabione pieniądze przeznaczył na ufundowanie w Pilicy przytułku dla ubogich.
Zadziwiająca przewrotność bogatego magnata …nie prawda ?
Innym razem nasz „bohater” zaprosił chłopów do swojego spichlerza , aby nabrali sobie grochu, ile tylko zechcą.
Potem siłą zapędził ich na swe pola , by obsiali je tym grochem.
No cóż , nie każdy by wpadł na taki perfidny sposób dręczenia ludzi.
Mimo , iż Warszycki hojną ręką obdarowywał kościoły, a w szczególności klasztor na Jasnej Górze, to jednak osobiście nie lubił sług bożych.
Podobno pewnego razu mijając się na drodze z powozem księdza , rozkazał swym sługom wywrócić go do rowu.
Scysja z księdzem kosztowała go ponoć z wyroku sądu biskupiego, postawienie trzech kościołów , ale cóż to była za kara dla tego majętnego szlachcica ?.
Swoje ciągotki sadystyczne Warszycki realizował w swojej „katowni” na zamku w Ogrodzieńcu.
To tutaj nadzorował tortur opornych poddanych , a czasem nawet sam ich torturował za pomocą wymyślnych urządzeń.
Jednym z nich było tzw. „Łoże sprawiedliwości”, na którym kładziono skazańca i unieruchamiano jego nogi i ręce.
Tortura polegała na rozciąganiu ofiary i wyrywaniu jej kończyn ze stawów .
Pod plecy nieszczęśnika dodatkowo podkładano „Jeża”,czyli wałek nabijany kolcami.W czasie rozciągania, obracał się raniąc plecy i wyrywając kawałki ciała .
Czasem dla podniesienia „temperatury tortur” , skazańca przypalano pochodnią.
Do wykonywania kary śmierci przez uduszenie służyła Garota.
Była to żelazna obręcz , przytwierdzona do słupa , którą zakładano na szyję ofiary.Następnie dokręcano śrubę , co powodowało powolne duszenie skazańca.
Innym sposobem uśmiercania skazańców było cięcie piłą. Skazanego wieszano głową w dół na prędze szubienicy i przecinano jego ciało wzdłuż od nóg do głowy.
O Rany , aż dostałam gęsiej skórki patrząc na „wyposażenie katowni” , a moja wyobraźnia osiągnęła chyba swoje szczyty.
Czułam , że muszę natychmiast stamtąd wyjść i wtedy przy wejściu wpadłam na kata z toporem.
Odetchnąwszy świeżym powietrzem pomyślałam , że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o tym wykonawcy wyroków.
Otóż, by zostać katem i nosić katowski strój , trzeba było przejść kolejne stopnie nauki i praktyki fachu w słynnej w całej Polsce szkole katów w Bieczu , w woj. małopolskim.
Mistrzowie z Biecza byli często „wypożyczani” przez inne miasta , których nie było stać na zatrudnienie na stałe tego „Mistrza ceremoni”.
Nauka rozpoczynała się od funkcji oprawcy , czyli „tylko” wieszanie , ćwiartowanie , wypalanie piętna, obcinanie rąk, nóg i uszu.
Natomiast do obowiązków kata należało stosowanie tortur, wykonywanie kar śmierci przez ścięcie , łamanie kołem , wbicie na pal, czy spalenie na stosie.
W swoim kalendarzyku wypraw zapisuje sobie miasto Biecz , na Pogórzu Karpackim , które koniecznie muszę kiedyś odwiedzić, by popytać mieszkańców o tę „Uczelnię z horroru”.
Zagłębiając się w tematykę katowską , odbiegłam trochę od osoby naszego Warszyckiego .
Opis jego „katowni” pozwala nam na lepsze wyrobienie sobie opini o tych strasznych czasach i o samej postaci „Krwawego kasztelana”.
W tamtych czasach chodziły słuchy , że syn Stanisława Warszyckiego – Jan Kazimierz – był cierpiącym na chorobę psychiczną seksistą.
Jego zboczenie ujawniło się już w dzień jego pierwszego ślubu.
Oblubienica Jana Kazimierza – Anna- przekonując się z kim ma do czynienia , jeszcze w tym samym dniu zażądała rozwodu.
Historia ta zakończyła się jej ucieczką za klasztorne mury .
Grecki bajkopisarz Ezop powiedział , że ” Czym skorupka za młodu nasiąknie , tym na starość trąci ” i myślę , że ta złota myśl jest jakby stworzona dla młodego Warszyckiego.
Niektórzy twierdzą , że Warszycki senior był pierwowzorem postaci sienkiewiczowskiego Kmicica , który podobnie jak on, był patriotą , a zarazem wielkim okrutnikiem i sadystą.