Dzisiaj opowiem ostatnią legendę z Podkarpacia , a konkretnie z moich najukochańszych gór – Bieszczad.
Dawno , dawno temu , kiedy ta dzika kraina nie była jeszcze zamieszkana przez ludzi , panoszył się tu zły Bies. Był trochę podobny do człowieka , ale większy i rogaty , a u ramion miał olbrzymie skrzydła nietoperza.
Zazdrosny o „swoją” ziemię , nie pozwalał dłużej zatrzymywać się tu ani wędrowcom , ani pasterzom , a nawet kupców przeganiał gdzie pieprz rośnie.
Jednak pewnego razu w te piękne strony przywędrowało plemię , które postanowiło osiedlić się nad wielką rzeką tej dziczy.Przewodził im młody wódz o imieniu San.
Bies bardzo niezadowolony z sąsiedztwa hardych ludzi , przeszkadzał im jak tylko potrafił. Tam gdzie wykarczowali drzewa – sadził nowe , do zagród z owcami wpuszczał wilki, , niszczył zasiewy.
San i jego ludzie uparcie opierali się Biesowi , ale ten wtedy wpadł na genialny sposób. Z piekielnego Królestwa sprowadził sobie pomocników – młodych diabełków , których nazwał Czadami.
Z wyglądu były to pokraczne ludziki , które na rozkaz swego Pana rozganiały pasące się na połoninach bydło , straszyły dzieci w kołyskach , dosypywały gospodyniom piasku do zupy, a drwalom nagminnie chowały siekiery. Życie plemienia stawało się coraz trudniejsze , ale San nie poddawał się.
Pewnego razu , kiedy razem ze współplemieńcami pracował w lesie – wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Po ścięciu starego dębu wszyscy usłyszeli straszny skowyt , a potem ciche pojękiwania , które wydobywały się spod powalonego pnia drzewa.
Najpierw pomyśleli , że to kogoś z nich przywaliło drzewo , ale kiedy się zbliżyli , ujrzeli pokracznego diabełka wymachującego rękoma . Wódz uwolnił Czada , czym zaskarbił sobie jego dozgonną wdzięczność.
Wkrótce okazało się , że wszystkie Czady przestały szkodzić ludziom , a co więcej – zaczęły pomagać im w codziennych obowiązkach. Pilnowały dzieci, chroniły zagrody przed dzikim zwierzem , rąbały drewno na opał . Za ich dobre uczynki , osadnicy odwdzięczali się im miseczką strawy i dobrym słowem.
Sielanka ta jednak nie trwała zbyt długo , gdyż do akcji wkroczył rozwścieczony zły Bies. Przerażone Czady pognały do Wodza plemienia , szukając u niego ratunku przed niechybną śmiercią z ręki potężnego Diabła.
Na tajnej naradzie wyjawiły Sanowi tajemnicę czarodziejskiej mocy ich Pana. Otóż cała jego ponadludzka siła i magia tkwiła w jego skrzydłach nietoperza . Chcąc go pokonać , należało trafić na chwilę porannej kąpieli , kiedy Bies odpinał skrzydła.
Znając słaby punkt Biesa , młody Wódz zaczaił się nocą nad rzeką .Kiedy skrzydła leżały już na brzegu , San przystąpił do ataku. Bies pozbawiony swej tajemnej broni , nadal był jednak bardzo niebezpieczny.
Kiedy szala zwycięstwa zaczęła przechylać się w stronę Diabła , Czady wrzuciły jego skrzydła w wartki nurt rzeczny. Przez czar w nich tkwiący , rzeka niespodziewanie zyskała moc Biesa. Woda nagle się wzburzyła i zmętniała , a jej szybki nurt porwał ze sobą walczących.
Bies i San utonęli , a kiedy następnego dnia znaleziono ich ciała – w dalszym ciągu spleceni byli w śmiertelnym uścisku.
Oddając hołd męstwu swego Wodza , osadnicy nazwali rzekę jego imieniem , a góry przez które przepływała – Bies-Czadami.
Legenda mówi , iż Czady można spotkać tu do dzisiaj , ale są to teraz dobroduszne i opiekuńcze duszki tej polskiej krainy. Na przybywających w te strony wędrowców rzucają czar , który sprawia , iż już nigdy nie można zapomnieć uroku Bieszczad. I myślę , że ……coś chyba w tym jest.