Dzisiaj przyszedł czas na opowieść o zaborczej miłości ojcowskiej imć Pana Wincentego Granowskiego. Rzecz dzieje się w niespokojnych czasach najazdów hord tatarskich na polskie ziemie.
Bogaty właściciel ziemski – Pan Wincenty Granowski , władający dobrami na południowy-wschód od Łańcuta, miał trzy prześliczne córki : czarnowłosą Sonię , płową Kasię i kasztanową Cesię.
Nadobne panny zwabiały licznych kandydatów do ich rąk , ale Pan Wincenty ani myślał o ich rychłym zamążpójściu. Będąc ciągle pod strażą , dziewczyny musiały stale przebywać w swych komnatach , a na krótki spacer mogły się jedynie wybrać po zachodzie słońca. Mijały miesiące i lata , a Pan Wincenty był głuchy na prośby i szlochy swych córek.
I tak nastał tragiczny Maj 1624 roku , kiedy spokój wsi został przerwany najazdem hordy tatarskiej. Pomimo bohaterskiej obrony wojów Granowskiego , nieprzyjaciele zwyciężyli. Wieś puścili z dymem , jej mieszkańców wycięli w pień , jedynie parę młodych kobiet biorąc w jasyr. Sam Granowski salwował się ucieczką , mając cichą nadzieję , że jego córki zdołają ukryć się przed Tatarami.
Kiedy Pan Wincenty powrócił do swego majątku , powitało go jedynie kilkoro ocalałych mieszkańców wsi , którzy nie wiedzieli nic konkretnego o losach jego córek. Jedni twierdzili , iż zostały brankami tatarskimi , a inni – że widziano je oddalające się od Zamku w towarzystwie jakiegoś zakapturzonego nieznajomego.
Nieszczęśliwy ojciec całkowicie zatracił się w bólu . Miał wyrzuty sumienia , iż ratując własne życie , zostawił dziewczyny na zatracenie . Żałował też , że tą swoją egoistyczną miłością ojcowską unieszczęśliwił córki , a teraz było już za późno na naprawienie krzywd . Zrozumiał , że każdy na ziemi ma takie niebo , czyściec i piekło na jakie sobie zasłużył, a w życiu przeszłość jest jak tatuaż , którego nie można zmazać.
I tak mijały lata , kiedy pewnego dnia , kiedy słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, na wsią ukazały się trzy sowy , a w ślad za nimi leciały trzy orły.
Zaciekawieni mieszkańcy zaczęli wychodzić z chałup i spoglądać w niebo.
Wyszedł i Pan Wincenty i wtedy stara wiejska znachorka rzekła mu , iż powinien się uśmiechnąć , bo oto przyleciały jego córki wraz ze swymi ukochanymi…
Legenda ta uczy nas , że powinniśmy żyć tak , by jutro nie musieć prosić kogoś o wybaczenie.
Pamiętajmy , że jutro nie jest zagwarantowane nikomu: ani młodemu , ani staremu , więc jak powiedział Ksiądz Jan Twardowski : „Śpieszmy się kochać ludzi , tak szybko odchodzą”.