Dzisiaj opowiem Wam, o zapomnianym już w w kujawsko-pomorskim Toruniu zawodzie flisaka , zwanego inaczej orylem lub flisem.
Flisacy zajmowali się w dawnej Polsce rzecznym spławem towarów i drewna.
Spław taki rozpoczynał się wczesną wiosną i trwał aż do późnej jesieni.
Umowę z kupcem zawierał zawsze starszy w hierarchii flisaczej , zwany retmanem . On to dobierał sobie flisaków i ponosił odpowiedzialność za cały transport.
W średniowiecznym Toruniu flisem zajmowała się ludność z niższych warstw społecznych. Zamieszkiwali oni południowo-zachodnie przedmieścia , zwane Małe Rybaki.
Na wiślanym szlaku Toruń stał się swoistym „portem flisaczym” , gdzie każdy transport musiał się zatrzymać , z uwagi na m.in. działający tu Urząd Celny.
Flisacy odpoczywali i bawili się, w słynnej w owych czasach , „Gospodzie pod Turkiem”, gdzie odbywał się również ceremoniał pasowania młodych flisaków .
Według niego , każdy z nich musiał pokłonić się siedzącej na 1200-litrowej beczce wina – Grubej Marynie i ucałować ją w prawą stopę.
Drugim ulubionym miejscem spotkań toruńskich flisaków był pomnik Mikołaja Kopernika, na Starym Rynku , przed budynkiem Ratusza.
Dziś flisactwo i jego tradycje odeszły już w zapomnienie , a jedynym flisakiem , jaki pozostał w Toruniu , jest rzeźba Flisaka , na Rynku Staromiejskim .
Grający na skrzypkach młodzieniec , otoczony jest ośmioma żabami , z pyszczków których tryska woda, a postać ta , wiąże się z jedną z najsłynniejszych , toruńskich legend.
Otóż , dawno temu , na skutek powodzi lub według innej wersji – klątwy rzuconej przez wygnaną z miasta żebraczkę – Toruń nawiedziła plaga żab.
Wszędzie – w domach , karczmach , kościołach i na ulicach skakało tysiące wielkich i obślizgłych żab .
Kiedy sytuacja stała się wręcz kryzysowa , burmistrz miasta ogłosił , że śmiałkowi , któremu uda się uwolnić Toruń od rojących się wszędzie płazów , wypłaci wysoką nagrodę pieniężną i i odda za żonę swoją córkę .
Niejeden z toruńskich młodzieńców próbował swoich sił , ale nikomu nie udało się wyprowadzić żab z miast.
W końcu zadania tego podjął się ubogi flisak , o imieniu Iwo , który znany był w okolicy ze swej pięknej gry na skrzypcach.
Pewnego ranka , stanąwszy na Rynku Staromiejskim , zaczął grać urzekające melodie , a gra jego podobała się nie tylko ludziom , ale również żaby wydawały się nią oczarowane.
Coraz większa ich ilość zaczęła się gromadzić wokół grajka , a kiedy już ostatnia z nich przyłączyła się do tego ” kumkającego tłumu” , flisak, nie przestając grać , ruszył w stronę Bramy Chełmińskiej .
Wyprowadziwszy płazy poza mury miasta , zatrzymał się dopiero na bagnistych terenach , leżących pod miastem i tam zaprzestał swojej gry.
Żaby , jak zaczarowane, nie ruszyły się już z tego miejsca , uznając je za swój „nowy dom”.
Tymczasem w mieście zapanowała powszechna radość , a burmistrz dotrzymał danego słowa i wyprawił młodym huczne wesele.
Legenda , choć tym razem już miejska , mówi o tym , że jeżeli młoda panna chce rychło znaleźć sobie męża , to musi pocałować jedną z ośmiu żab , otaczających grającego flisaka.
No cóż , pamiętajmy , że w każdej legendzie jest ziarnko prawdy , a więc …