Sobotnia Góra , inaczej mówiąc Sobótka , leży w masywie górskim na Dolnym Śląsku w pow. wrocławskim , niedaleko Świdnicy.
We wczesnym średniowieczu była to Święta Góra polskiego plemienia Ślężan.Na owej Górze w XI wieku odprawiano pogańskie obrzędy . Jednym z nich było Święto Kupały, na którym palono ognisko zwane Sobótką .
Jednym z symboli Góry są pradawne rzeźby , które można oglądać po drodze na szczyt.Tam właśnie stoi postawiony przez Augustianów Kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny , ufundowany przez Piotra Włostowica – Palatyna Bolesława Krzywoustego.
W tych okolicach mieszkała pewna staruszka ze swymi trzema synami. Najstarszy był Organistą w parafialnym Kościele.Drugi był dzielnym Rycerzem , wielce szanowanym we wsi. Najmłodszy przejął ojcowiznę i uprawiał rolę.
Pewnego razu matka młodzieńców zachorowała i coraz bliżej było jej do wiecznej krainy . Bracia pobiegli do starej , wioskowej zielarki , a ona rzekła im ,iż jedynym lekarstwem dla ich matki jest żywa woda , która bije na Sobotniej Górze, spod gadającego drzewa. Źródełka pilnuje zaczarowany Sokół .
Każdy kto chce choćby jedną kroplę owej Żywej Wody , musi dostać się na wierzchołek Góry. Wejść może tylko ten , który nie zboczy po drodze ze ścieżki nawet na krok , ani też nie obejrzy się za siebie.Jeżeli to uczyni , wnet zamieni się w kamień. Wielu śmiałków próbowało tam się dostać , ale żaden z nich nie powrócił.
Bez względu na niebezpieczeństwa bracia byli zdecydowani tam wybrać się .Jako pierwszy ruszył Rycerz i i minął tydzień a młodzian nie powrócił do domu rodzinnego.Bracia zrozumieli , że dał się zwieść szatańskiej mocy i kamieniem wrósł w ziemię.
Jako drugi po Żywą Wodę poszedł Organista , ale znów minął dzień , dwa i cały tydzień , a i on nie powrócił.
Najmłodszy syn chorej starowinki wyruszył jako ostatni. Po 3 dniach wędrówki dotarł pod Sobotnią Górę. Ścieżką pełną ciernistych krzewów , pośród żmij , padalców i gadów , zaczął wspinać się na jej wierzchołek.
Będąc w połowie drogi posłyszał za sobą czyjeś wołanie .Domyślił się , że ani chybił musi to być Kusy , więc ani nie spojrzał w tę stronę. Młodzieniec dalej piął się w górę. Wtedy to za sobą posłyszał szczekanie i wycie jakby całej watahy wilków .
Włos zjeżył mu się na głowie , ale pomny rad mądrej Zielarki , przyspieszył tylko kroku. I wtedy przed sobą ujrzał gorejący żywym ogniem bór. Pamiętając o swej matce jął przedzierać się przez pożogę , aż cały zziajany i poparzony przedarł się przez to ogniste piekło.
Wtedy na jego drodze stanął srogi Smok Siedmiogłowy .Przerażony zaczął ciąć kosą , którą miał przy sobie , tak długo , aż siódmy łeb potoczył się wgłąb smoczej jamy.
Z wnętrza pieczary buchnęła na niego niezwykła jasność bijąca od srebra , złota i klejnotów .Wtedy to nagle znalazł się na szczycie Sobotniej Góry , gdzie rosło wielkie drzewo ze srebrnymi listkami. Spod niego biło źródełko Żywej Wody. Syn wdowy spryskał sobie nią twarz i wtedy poczuł , iż powracają mu utracone siły.
Nadleciał Sokół ze złotym dzbanem pełnym Żywej Wody , a w dziobie niósł gałąź z zaczarowanego drzewa. To właśnie ona pomogła mu po pomogła mu powrócić do domu , a maczając ją w Żywej Wodzie , odczarowywał po drodze ludzi zamienionych w kamienie, w tym również swoich braci.
Żywa Woda ozdrowiła umierającą kobietę i wszyscy powinni być szczęśliwi , gdyby nie zazdrość i zawiść młodzieńców o sukces najmłodszego brata. Dotąd uznawali go za głupca i niedojdę , a on dokonał tak niemożliwego czynu. Nie mogąc się z tym pogodzić , opuścili wioskę i poszli w nieznane.
Z czasem pożałowali swojej decyzji i wtedy dopiero zrozumieli ,że „w życiu popełnia się wiele błędów , ale nie wolno popełnić tego jedynego – który zniszczy nas samych” .