Wieś Jordanowo w wyniku rozbiorów Polski była własnością rodów niemieckich. Przed wiekami leżała ona w pobliżu ważnego traktu , który prowadził z Inowrocławia do Bydgoszczy.
Wzmianki o folwarku w Jordanowie pojawiły się w końcu XIX wieku . Właścicielem majątku był wówczas Ludwig Kramer , a jego folwarki obejmowały aż 644 ha . W końcu II Wojny Światowej włodarzył tu Bruno Kramer i to o nim opowiada Legenda o kulawym Dziedzicu.
Mieszkał on w pięknym Dworku , naprzeciwko którego stały spichlerze i zabudowania gospodarcze. Z Pałacem sąsiadował piękny park , w którym królowały przede wszystkim wiekowe Dęby.
Cała okoliczna ludność pracowała na rzecz Dziedzica. Zapamiętano go jako „Kulawego Dziedzica , ale ani słowa o tym , czy był dobrym Panem. Mówiono za to o jego zwyczaju codziennego obchodu swych włości.
We wsi chodziły plotki , że Bruno Kramer był Masonem i w swoich piwnicach przygotowywał kandydatów do Bractwa masońskiego , oraz odbierał od nich ślubowanie. Praktyki te łączyły się z jakimiś tajemnymi obrządkami , które wiązały się z odgłosami uderzania w jakieś stalowe obręcze i błyskami , widocznymi w małych oknach piwnic. Podobno niewielu śmiałków wytrzymywało te próby . Ci którzy je przeszli milczeli, zobowiązani tajemnicą Bractwa masońskiego.
Po klęsce Niemiec , Kramer próbował opuścić folwark trzema wozami , wyładowanym zebranym złotem . Kierował się w kierunku granicy , ale coś musiało pójść nie tak , bo po kilku dniach powrócił do swego domu.
I znowu widywano Dziedzica jak obchodził swoje włości wolniej niż zwykle , a po 5 miesiącach nagle zmarł. Podobno pochowano go na rodzinnym cmentarzu, ale co się stało ze złotem ? Tego nie wiadomo.
Po jego śmierci ludzie zaczęli widywać kulawego psa , który pojawiał się codziennie i obchodził majątek zmarłego Dziedzica , nie zwracając uwagi na ludzi. Jednak na jego widok chłopi ustępowali mu z drogi i żegnali się znakiem krzyża . Wiedzieli , że to powrócił Duch ich Pana….