Obowiązkowym punktem podróży po Górach Świętokrzyskich jest oczywiście Łysa Góra , współcześnie nazywana Świętym Krzyżem.Będąc już na samym szczycie próbowałam wyobrazić sobie te czarownice i diabły, siedzące wokół ogniska i ustalające swoje nowe rytuały.Niestety przychodziło mi to z trudem ,bowiem z tamtych czasów nie pozostał żaden materialny ślad – jedynie tylko piękne, a i czasami straszne , bajania.
Od zarania dziejów pojawiały się złe moce , których się bano i te dobre, które proszono o przychylność.W dawnych wierzeniach czas od wigilii Świętej Łucji , tj. 13 grudnia, do północy dnia następnego , był okresem wzmożonej aktywności czarownic i działania złych mocy.Przed wizytą czarownic zagrody chłopskie zabezpieczano różnymi sposobami.Przy drzwiach i oknach umieszczano zioła ,które ze względu na swe magiczne ,czy też parzące i kłujące właściwości, były skuteczną ochroną od wszelkiego zła.
W dniu Świętej Łucji należało posmarować drzwi stajni poświęconym czosnkiem , a poświęconą kredą nakreślić na nich znak krzyża.Stanowiło to zaporę dla zakusów czarownic , chcących wejść do wnętrza tego budynku.Czary te działały tak długo , jak długo pozostawały w gospodarstwie użyte do nich przedmioty.
W ten feralny dzień 13 grudnia dzieci nie wychodziły z domów , by nie zostać porwane przez czarownice , a kobiety cała dobę nie odstępowały od kołysek z małymi dziećmi.Zdarzało się ponoć , że czarownice porywały niemowlę ,a na jego miejsce podrzucały swoje brzydkie i rozkrzyczane potomstwo.
Istniały sposoby na sprawdzenie , czy we wsi jest czarownica.W tym celu trzeba było od wigilii Świętej Łucji ,aż do wigilii Bożego Narodzenia codziennie pracować nad zrobieniem stołka do siedzenia .Następnie w czasie Pasterki należało wejść z tym stołkiem na chór w kościele i usiąść na nim.Spojrzawszy na zgromadzonych ludzi w świątyni , z łatwością można było rozpoznać czarownice.Takie kobiety zawsze zwrócone były tyłem do ołtarza , a twarzą do chóru.
Według innych podań , istniał jeszcze inny sposób na rozpoznanie czarownicy.Potrzebna była do tego deska z trumny z dziurą po sęku,przez którą patrząc można było odróżnić czarownicę od zwykłej kobiety.Czarownice wszelkimi sposobami broniły się przed rozpoznaniem , bo wtedy łatwo było zapobiec ich czarom.
Na gruncie słowiańskim zmieniał się wizerunek czarownicy.Najpierw za czarownicę uważano kobietę posiadającą wiedzę o roślinach i ziołach lub też znachorkę , czy szamankę , posiadającą umiejętności leczenia.Ludzie obawiali się ich , a jednocześnie korzystali z ich usług przy porodach,w obrzędzie zaślubin , czy przy zmarłym.
Z czasem czarownicę zaczęto utożsamiać z wiedźmą czy Babą Jagą,posiadającą nadludzkie zdolności.Wtedy jednak jej wizerunek nie budził jeszcze takiej grozy , jak niespełna sto lat później.Wtedy to zaczęto demonizować jej postać ,przedstawiając ją jako starą i potwornie brzydką kobietę. Ten nowy sposób jej postrzegania doprowadził do tendencji „polowań na czarownice”.Chyba najgłośniejszym przykładem procesów czarownic było amerykańskie miasteczko Salem. Według historycznych źródeł , na które natrafiłam, Polska miała być jednym z państw europejskich , w którym ta nagonka nie przybrała masowego charakteru.Nie oznacza to jednak, że u nas nie było żadnych procesów czarownic.W innych źródłach ze zdziwieniem wyczytałam ,że w wieku XVII w Polsce , w wyniku prawomocnych wyroków, spłonęło na stosach ok. 10 000 osób…? Każdy proces kobiety podejrzanej o czary i konszachty z diabłem kończył się wyrokiem skazującym na śmierć, zazwyczaj poprzez spalenie na stosie. Jeżeli więc Polska miała być państwem tolerancyjnym , to co musiało się dziać w innych krajach w tym okresie…?!
Do tematu procesów czarownic powrócę jeszcze później w moim blogu , bowiem będę chciała odnaleźć w Polsce miejsca , w których zanotowano przypadki palenia czarownic.
Mimo , że czas terroru wreszcie się skończył , to jednak obraz czarownicy wpisał się na stałe do świadomości Polaków.Często mankamenty w wyglądzie zewnętrznym , takie jak wyraźny zez, zajęcza warga, wystające zęby , czy też duże znamiona i brodawki ,uznawano za oznakę uprawiania czarnej magii..
Wierzono, że czarownice mogły zadać chorobę, spowodować gradobicie i burzę, czarami wzbudzić miłość , albo ją odebrać.Miały też podobno umiejętności zapobiegania ciąży , powodowania impotencji lub płodności.Do wykonywania swych czarów potrzebne im były pewne „akcesoria”, takie jak:sproszkowane grzyby lub zioła,wnętrzności zwierząt,węże, żaby,sierść i krew zwierzęca .Niekiedy do swych rytuałów potrzebowały ludzkiego moczu, krwi menstruacyjnej , czy też włosów i paznokci.
Na szczęście , dla osób dotkniętych urokiem, istniały sposoby na odczynienie uroków , o czym słyszałam również od mojej mamy.Myślę, że dotąd pozostało nam coś z tych zabobonów.Boimy się np. że spotka nas jakieś nieszczęście , gdy czarny kot przebiegnie nam drogę . Wielu z nas nie przechodzi pod rozstawioną drabiną czy też wierzy, że przed podróżą należy koniecznie na chwilę usiąść, tak by była ona szczęśliwą. No i oczywiście , przed złymi urokami chronimy się czerwoną wstążeczką.
Mimo , że jest już XXI wiek,ludzie są wykształceni ,to jednak uznają pewne przesądy , które odziedziczyli po swych rodzicach czy dziadkach. Myślę ,że te przesądy , lub mowa gestów np.krzyżowanie palca środkowego ze wskazującym, czy też mowa ciała, zasługuje się na osobne potraktowanie tematu, czym zajmę się w późniejszym czasie.Wracam do naszych czarnych milusińskich.
Czarny kot dla ludzi średniowiecza był wcieleniem wszystkich możliwych sił zła.Uważany był on za wysłannika diabła i sługę czarownic.Według podań ludowych, czarownica mogła przybierać kocią postać i stąd rozpowszechniona wiara w dziewięć żywotów kocich,jakie dane były wiedźmom.Czarownicę pod postacią kota można było zranić.Więcej-wierzono ,że rana zadana kotu, będzie widoczna na ciele wiedźmy, gdy ta wróci już do swojej człowieczej postaci.Pod kocią postacią czarownice miały zakradać się do domów i atakować pogrążonych we śnie domowników. Dla czarownic czarne koty były ich ulubionymi domowymi zwierzętami.Ten, kto skrzywdziłby kota, ściągnąłby na siebie zemstę jego właścicielki.Najczęściej miała to być śmierć w piekielnych męczarniach.
W czarnego kota zamieniała się także zmora , by dręczyć śpiących ludzi koszmarami,przygniatać im piersi ,a nawet czasem dusić.Z tego też powodu w polskiej demologii, zmora często nazywana jest Dusiołkiem.
O zmorach będę jeszcze pisać w późniejszych wpisach, więc teraz tylko sygnalizuje istnienie tego zjawiska.
Z kotem, w czasach słowiańskich, łączyło się wiele zabobonów. Wierzono np.że jeśli kot przeskoczy nad ciałem umarłego , ten stanie się wampirem.Aby do tego nie dopuścić, należało zabić kota.Następny przesąd mówił, że jeśli gospodarz zakopie ciało kota w polu ,to tym zapewni sobie urodzaj.
Wiek XV, nie był dobrym czasem dla tych czarnych piękności.Uważane za istoty demoniczne, były prześladowane ,palone na stosach ,a także torturowane w bestialski sposób.Znane są przykłady topienia kotów we wrzącej wodzie, bądź zrzucanie ich z dużej wysokości.
Widząc oczyma wyobraźni te biedne , sponiewierane istoty , odetchnęłam z ulgą , iż tamte czasy już minęły i z jeszcze większą sympatią odnoszę się do tych” mruczących , czarnych przytulanek”.
Wracając do naszego głównego tematu – w tamtych czasach wierzono , że czarownice miały różnego rodzaju związki z diabłem ,z którym obcowały cieleśnie, czy brały udział w orgiach i innych rytuałach bezczeszczenia rzeczy świętych,wyniesionych z kościołów.W zamian za to diabeł udzielał im swojej pomocy, uczył wiedzy tajemnej,dzięki której mogły używać czarów.Te nauki pobierały od diabła na nocnych zlotach czarownic, które odbywały się w różnych miejscach.Mogły być to uroczyska, czyli trudno dostępne, bagniste miejsca w głębi lasu ,czy też oparzeliska, którymi były, nie zamarzające w czasie mrozów ,obszary mokradeł i torfowisk.Miejsca te zawsze spowite były w unoszące się opary.Najbardziej jednak znanym miejscem sabatów czarownic była świętokrzyska Łysa Góra.
Wraz z pianiem koguta kończył się nocny zlot czarownic i diabłów.Wiedźmy przed podróżą nacierały się specjalną maścią z jaszczurek, węży i żabiego skrzeku, co nadawało im czarodziejską moc.Potem tylko wystarczyło siąść na miotłę, wypowiedzieć tajemne słowa , a miotła już podrywała się z ziemi.
Sabaty czarownic odbywały się również na Łysicy , ale tamtejsze czarownice wszelkimi sposobami próbowały wejść w kontakt ze swymi „koleżankami” z Łysej Góry. To od nich mogły się wiele nauczyć , odnośnie nowych form czarowania, jak i otrzymać znane tylko tamtym zioła ,potrzebne do różnych guseł.
Mam nadzieję że zaciekawiłam Was tematem czarownic i ich diabelskich kamratów ?.Myślę, że jeszcze niejeden raz wypłynie on przy okazji innych legend z tej pięknej „Krainy Latających Czarownic”.