W Polsce jest wiele miejscowości o nazwie Kazimierz .
Jedną z nich jest niewielka osada w woj. łódzkim , powiecie pabianickim – nad rzeką Ner.
W XIX wieku , w czasach prosperity łódzkiego przemysłu włókienniczego , Ner był jedną z najbardziej zanieczyszczonych rzek w Polsce .Obecnie , dzięki oczyszczalniom ścieków , do rzeki tej powoli powraca życie.
Wieki temu , kiedy Ner nie był jeszcze skażony cywilizacją , nad jego brzegami często budowano młyny.
Według legendy , jedną z takich osad z młynem , był właśnie Kazimierz.
Rzecz działa się w czasach , gdy w nowo postawionym młynie , pracowało dwóch młynarzy o imionach Kordian i Piotr.
Pewnego razu , w czasie gwałtownej burzy , szalejącej nad Kazimierzem , w młynie wydarzyło się nieszczęście .
Młynarz Konrad , idąc pomostem w kierunku sterowni , nagle dostał ataku epilepsji. Padając w konwulsjach na deski , nieszczęśliwie zsunął się z pomostu i spadł między kamienie młyńskie , służące do rozdrabniania ziarna.
Jego ciała nigdy nie odnaleziono…
Drugi z młynarzy , Piotr , również zmarł tragicznie.
Stało się to w czasie oprowadzania po młynie wycieczki szkolnej . Pod ciężarem dzieci , pomost załamał się . Wyglądało to bardzo groźnie , ale wszyscy się uratowali – oprócz młynarza Piotra…
Legenda mówi , że tuż przed wypadkiem , na końcu pomostu ukazał się duch Kordiana , którego wcześniej uśmiercił „diabelski młyn”.
Po tej tragedii młyn zamknięto , ale mrożące krew w żyłach opowieści przekazywane były dalej z pokolenia na pokolenie.
„Nawiedzony” młyn dzisiaj już nie istnieje , ale może to miejsce wyglądało wtedy właśnie tak , jak na zamieszczonych przeze mnie zdjęciach.