Celem naszej dzisiejszej podróży jest Prudnik – miasto na prawach powiatu , w woj. opolskim.
Według starych przekazów, to właśnie tu Rycerze Zakonu Templariuszy mieli wybudować pierwszy drewniany Zamek w okolicy. Po zlikwidowaniu Zakonu , ziemia prudnicka przypadła Książętom Polskim.
W imieniu jednego z nich , miastem i przyległymi mu ziemiami zarządzał Hrabia Obiesław von Chrzan. Nie był to dobry Pan . Na mieszkańców nakładał coraz to nowe podatki i nowe obowiązki .
Prudniczanie zbuntowali się , ale ich przywódca , Daniel został szybko schwytany, uwięziony i potajemnie ścięty w Opolu.
Żona Daniela , wraz z małym synkiem Eliaszem musiała opuścić kraj. Odchodząc przepowiedziała temu nieprzyjaznemu miastu , że jej syn jeszcze ukarze to miejsce.
Zamieszkali w dalekim mieście Ulm , gdzie chłopiec dorósł i wyuczył się zawodu Kołodzieja.
Po śmierci matki , kiedy Ulm ogarnęła dżuma , Eliasz zabierając ze sobą tylko ojcowską czapkę , udał się w swe rodzinne strony , nad rzekę Prudnik.
Zamieszkał w swym mieście rodzinnym , gdzie przez nikogo nierozpoznany , otrzymał posadę Kołodzieja.Jego drewniane wozy znane były w całym Prudniku i okolicy.
Życie toczyło się leniwie , skoncentrowane na codziennych obowiązkach , a Eliasz cieszył się z tego co miał , choć inni buntowali się przeciwko rządom „twardej ręki” Hrabiego von Chrzana.
Czasem w samotne wieczory – ” rozmawiał ” ze swoim ojcem , co przynosiło mu dużą ulgę . Pewnego razu podsłuchał go stary sługa Hrabiego , a że kiedyś znał Daniela – wszystkiego od razu się domyślił.
Swym odkryciem podzielił się ze swym Panem , a ten niezwłocznie wysłał po Eliasza straże. Doprowadzony przed srogie oblicze Szlachcica , drżący chłopiec pokłonił się , zgniatając w rękach jedyną pamiątkę po ojcu.
Hrabia , wyrywając mu z ręki czapkę , rozkazał go uwięzić i potajemnie zgładzić.
Do tego jednak nie doszło , bo nieoczekiwanie Pan tego Zamku nagle zmarł . Ludzie zaczęli szeptać , że to dżuma i tak właśnie było.
Eliasz uciekł , ale nie zachorował , choć to właśnie on przywiózł z Ulm ” Czarną Śmierć” . Spełniły się słowa jego matki , ale na szczęście on o tym nie wiedział .
On i jemu podobni wybrańcy losu , w momencie kiedy w mieście nie ostał się żaden żywy człowiek – podłożyli ogień. Pożar wszystko zniszczył , a oni czekali na jakiś znak , mówiący czy już mogą bezpiecznie tam powrócić.
Pewnego ranka , uciekinierów obudziły radosne promienie słońca i … śpiew ptaków , latających nad ich miastem.