Kilka dni temu opowiadałam historię warszawskiej Syrenki , a dzisiaj przyszedł czas na nieco inną wersję tej pięknej legendy.
W dawnych czasach , kiedy Warszawa była jeszcze niewielkim grodem , na Starej Wiśle , w prawobrzeżnej dzielnicy Wawer , mieszkał dziwny stwór , zwany Gryfem.
Głowę miał ludzką , ciało lwa , wężowy ogon i nietoperzowe skrzydła.
Warszawski Gryf odbiegał nieco wyglądem od wizerunku mitycznego Gryfa ze starożytnej Mezopotamii i Indii , przedstawianego jako lwa ze skrzydłami i głową orła oraz długimi , spiczastymi uszami.
Gryf z łachy wiślanej był bardziej podobny do wyobrażeń tego stwora z kultur Babilonii i Asyrii.
W pogodne dni Gryf wynurzał się z fal Wisły i cichaczem przemykał się do królewskich ogrodów, a nocą przechadzał się po Rynku i odpoczywał na warszawskich kamiennych schodkach.
Ta nieprzejezdna uliczka biegnąca od ul. Krzywe Koło , łączy wyżej położoną część Starego Miasta z terenem nad Wisłą , w okolicy dzisiejszej ulicy Bugaj i zbudowana jest z 78 stopni schodów , wykonanych z szarego granitu .
Gryf obdarzony nadludzkim rozumem , serce miał pełne współczucia dla każdej ludzkiej niedoli.
Czuwał nad miastem , strzegł je od ognia i powodzi , a trzepotem skrzydeł odganiał burzowe chmury .Jeżeli wróg zbliżał się do grodu , walczył z nim swym złotym o z mieczem .
Ojcowie miasta Warszawy , czując jego opiekę , uwiecznili postać Gryfa na miejskich pieczęciach.
Jak mówi legenda , pewnego dnia Gryf wybrał się flisacką tratwą w podróż aż do Bałtyku.
Tam pewnego dnia , gdy słońce skrywało się zza horyzont, z morskich fal wyłoniła się Syrena – piękna kobieta z rybim ogonem.
Gryfowi serce skoczyło do gardła , a gdy zaśpiewała – zamarło z zachwytu.
Zauroczeni sobą nie opuszczali się nawet na krok , a kiedy nadszedł czas odjazdu Gryfa , Syrena pojechała z nim do warszawskiego grodu.
Zamieszkali na wiślanej łasze , wśród szumiących wierzb , ale ich szczęście nie trwało długo.
Kiedy pod bramy Warszawy podeszły wrogie oddziały wojsk szwedzkich , Gryf rzucił się do obrony swego ukochanego miasta , siejąc popłoch w szeregach wrogów od pierwszego ciosu swego miecza.
Trup zaczął padać pokotem , krew lała się strumieniami , aż w pewnym momencie upadł sam Gryf , śmiertelnie raniony w serce.
Zrozpaczona Syrena schwyciła jego oręż i mężnie kontynuowała walkę z wrogiem na śmierć i życie do czasu , aż Szwedzi odstąpili od murów .
Wielka radość zapanowała w mieście i tylko nad Wisłą , obok ciała Gryfa płakała Syrena.
Warszawy już nie opuściła i tak jak ongiś jej ukochany , tak teraz ona broniła grodu przed wszelakim niebezpieczeństwem.