Zanim opowiem Wam pewną miłosną historię , muszę najpierw powiedzieć kilka słów wstępu.
Rzecz działa się dawno temu w małej wiosce o nazwie Kruszyna.
Pierwsze wzmianki o tej miejscowości pochodzą z pierwszej połowy XIV wieku , a okres jej największej świetności to wiek XVI , kiedy to należała do rodziny Denthoffów.
Kacper Denthoff otrzymał ziemię pod obecną Kruszyną w wianie swojej żony, Aleksandry Koniecpolskiej.
Według tradycji ,nazwa wsi powstała na skutek pewnego zdarzenia, które miało miejsce w czasie łowów w pobliskich lasach.
Wówczas to Kacper Denthoff , uciekając przed galopującym odyńcem, musiał wspiąć się na rosnące tam olbrzymie drzewo kruszyny.
W miejscu swego ocalenia wybudował kościół i założył osadę, nazywając ją Kruszyną.
Legenda , którą chcę Wam opowiedzieć , wiąże się z synem Kacpra-Józefem.
Ta tragiczna opowieść jest znana przez wszystkich mieszkańców Kruszyny, którzy przekazują ją z pokolenia na pokolenie.
Wszystko działo się w czasach panowania Jana III Sobieskiego.
W pobliskiej wsi Borowno mieszkała piękna dziewczyna o imieniu Zofia /według innych przekazów Barbara/. Była ona córką niejakiego Szafrańca , dzierżawcy wsi Bogusławice.
To w niej zakochał się młody Denthoff , ale jego ojciec nie chciał nawet słyszeć o tym związku.
Z rozkazu Denthoffa seniora, pewnej nocy spalono dworek w Borownie, a w pożarze zginęła ukochana Józefa .
Młody Denthof szalał z rozpaczy , a jego ojciec nie czując wyrzutów sumienia z powodu śmierci mieszkańców dworku w Borownie , spokojnie czekał , aż syn upora się z żałobą.
Nie przewidział jednak tego , że młodzieniec się zastrzeli i dopiero wtedy Kacper Denthoff , pojął tragizm swego czynu .
Podobno wtedy zaszył się w pustelni, wybudowanej w swoim parku i odtąd nikt go już nie zobaczył.
Jedynie w okolicach Borowna stanął wysoki obelisk w miejscu , gdzie kiedyś mieszkała ukochana młodego Panicza
Podobno od tego czasu w pałacowym parku w Kruszynie , wieczorami widywano postać milczącego starca, snującego się alejkami ze spuszczoną głową.
Jeżeli chodzi o obelisk , który odnalazłam w polu przed wsią Borowno, to nikt z miejscowych mieszkańców nie mija tego miejsca, nie przeżegnawszy się.
Inna opowieść o obelisku pochodzi z czasów powojennych , gdy w Pałacu w Kruszynie mieścił się Państwowy Dom Dziecka.
Pewnego razu , pracująca tam higienistka , jadąc do domu w Borownie , musiała przejeżdżać obok owego obelisku.
Wtedy to nocną ciszę zakłócił , chwytający za serce, przeraźliwy krzyk kobiety… Spłoszone konie poniosły , a przerażona dziewczyna zemdlała.
Od tego czasu już nigdy nie zapuszczała się nocą w te nawiedzone strony.
Tyle o tej wielkiej miłości dwojga młodych ludzi , którym nie dane było być razem.
Myślę , że przejeżdżając kiedyś przez Kruszynę , moglibyście zajrzeć do Pałacu Denthoffów , przy ul. Kmicica 4 , który skrywa się się w pięknym parku , pamiętającym schadzki zakochanych.
Może będziecie mieli więcej szczęścia ode mnie i obejrzycie kruszyński Pałac z bliska ,bo mnie odgradzała od niego brama z napisem „Remont”. A szkoda…
Kruszyna leży w woj.śląskim, powiecie częstochowskim , gminie Kruszyna , o kodzie pocztowym 42-282.
Byłem w Samotni Denhoffa w Kruszynie. Zamek należał wtedy do Stanisława i Jana Lubomirskich-Lanckorońskich, którzy odzyskali zamek za symboliczną złotówkę na początku lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku.
Przedzierałem się przez chaszcze już lasu, a kiedyś parku-ogrodu założonego w stylu angielskim, skrajem niesamowitego sztucznego jeziora. To co napisałaś nie jest legendą tylko smutną prawdą o ojcu, który nie dopuścił do mezaliansu swojego syna i wiejskiej piękności. Stanisław pokazał mi nawet miejsce do którego służba zamkowa zanosiła posiłki dla Starego Denhoffa. Nie pamiętam, która z rodzin kupiła od niego zamek, ale chyba byli to Lubomirscy. Cena jak na tamte czasy była śmieszna, Denhoff zażyczył sobie tylko strawy do końca życia i do ostatka swych dni mieszkał w samotni. Lubomirscy-Lanckorońscy nic o tym nie powiedzą, ale żadna z rodzin właścicieli zamku nie była w nim szczęśliwa, nawet mimo tego, że pod koniec dziewiętnastego wieku urządzano tam wspaniałe bale przy świetle elektrycznym wytwarzanym przez sprowadzoną z Anglii lokomobilę. Nie wiem czy to prawda, ale zamek podobno został sprzedany jakieś amerykańskiej parze, już po ślubie Dominiki i Jana.
Chciałem kupić ten zamek mimo, że był ruiną. Zmieniłem zdanie jak zobaczyłem Samotnię Denhoffa, a później ten upiorny monolit w szczerym polu…
Ale mimo moich obaw, życzę nowym właścicielom szczęścia… na pociechę, niech wiedzą, że pod schodami(lewymi) na pierwsze piętro przechowano przez całą wojnę obraz MIchała Anioła!!!