Opactwo Benedyktynów w Tyńcu , przy ul. Benedyktyńskiej 37 , jest najstarszym , działającym w Polsce klasztorem.
Według kronikarza Jana Długosza , został on założony z fundacji księcia Kazimierza Odnowiciela , syna króla polskiego Mieszko II .Pierwsi mnisi przybyli do Tyńca z francuskiego opactwa w Cluny.
Na jego teren wchodzi się przez Bramę Św. Benedykta , zwieńczoną figurą świętego. Według tradycji Benedykt pochodził z możnego rodu Anicjuszów .Rozpoczął studia w Rzymie , które jednak przerwał , by podjąć życie pustelnicze . Pierwszy swój klasztor założył na Monte Cassino.
Benedykt jest czczony jako patron dobrej śmierci . Sam Święty w dniu swojej śmierci przyjął komunię świętą i umarł na stojąco w kaplicy klasztornej , podtrzymywany przez braci i śpiewający psalm.
Początkowo Benedyktyni przede wszystkim szerzyli oświatę i uczyli znajomości pisma , ale potem dużą rolę odegrali w krzewieniu nowych sposobów uprawy roślin.
Oprócz starych murów , klasztoru i kościoła , zaciekawiła mnie na dziedzińcu piękna , kołowrotowa studnia , otoczona drewnianą altaną , którą zbudowano bez użycia gwoździ.
Studnia ma głębokość ok. 38 metrów i jej lustro wody znajduje się na poziomie lustra wody Wisły.
Legenda o klasztornej studni pochodzi z czasów, gdy na wawelskim tronie zasiadał Król Kazimierz Wielki , a Opactwem Benedyktynów władał świątobliwy opat Iwo.
Wśród królewskich rycerzy byli wtedy dwaj przyjaciele Jaśko Toporczyk i Staszko Nałęcz. Byli nierozłączni , darząc się miłością wręcz braterską.
Pewnego razu doszło między nimi do kłótni , w trakcie której porywczy Jaśko mieczem zabił kolegę . Zobaczywszy krew przeraził się , bo przecież nie chciał tego zrobić , a tak się po prostu stało.
Za swój czyn został postawiony przed sądem i skazany na śmierć przez powieszenie.
Pewnie by się tak stało , gdyby nie opat tyniecki , który wstawił się za skazańcem , mówiąc , że „nie sztuka zgładzić winnego , sztuką jest ratunek mu dać , by wyrwać go złemu”.
Wyrok zmieniono i za karę Jaśko miał na dziedzińcu klasztornym wykopać kilofem studnię w litej , wapiennej skale , aż ukaże się w niej woda.
Jaśko kopał tak wiele lat , nie wychodząc wcale na powierzchnię ziemi , a jedzenie podawano mu za pomocą liny.
W tej samotności i nieustającej pracy ponad siły , dusza jego oczyszczała się jak złoto w ogniu. Pokutnik jasno widział teraz swoje poprzednie życie i zrozumiał błędy , jakich się dopuścił.
W miarę jak szlachetniała jego dusza , moce jakieś nieziemskie zaczęły mu pomagać . Przez dzień drążył obecnie tyle skały , ile wcześniej przez tydzień , bo kamień teraz ustępował przy pierwszym dotknięciu.
Pewnego razu , gdy trudem zmożony zasnął , ujrzał postać swego przyjaciela Staszko .
Ten nakazał mu uderzyć oskardem w to miejsce w skale , skąd wydobył ostatni kamień , ale dopiero w momencie kiedy zobaczy zjeżdżającą skrzynię z jedzeniem. Potem szybko miał wskoczyć na tę skrzynię i niezwłocznie wyjechać na powierzchnię.
Jaśko Toporczyk uczynił jak mu nakazał Staszko i wtedy z rysy w skale buchnęła tak wielka woda , że z trudem uszedł śmierci.
Wyjechawszy na powierzchnię Jaśko padł krzyżem pod studnią , dziękując Bogu za łaskę i możliwość odkupienia swojej winy , a Staszka prosił o wybaczenie.
Wychodząc z Opactwa w Tyńcu , warto jeszcze zajrzeć na taras widokowy , z którego rozpościera się widok jak z bajki – na malowniczy przełom Wisły, z wapiennymi skałkami , tak charakterystycznymi dla krajobrazu Jury Krakowsko-Częstochowskiej.