W poprzednim wpisie wspominałam już o Zamku w Toszku , ale dzisiaj chciałabym o nim trochę więcej opowiedzieć.
Znajduje się on na ul. Zamkowej 10 , w pobliżu centrum miasta. Jest to woj. śląskie i powiat gliwicki.
Na miejscu obecnego Zamku niegdyś stał drewniany gród , należący do książąt śląskich . Na początku XV wieku zastąpiony został murowaną warownią , stanowiącą siedzibę Księcia Przemysława Toszeckiego.
Po jego śmierci toszecka Rezydencja kilkakrotnie zmieniała swoich właścicieli, aż w końcu XVIII wieku nabyli ją Gaschinowie , z którymi wiąże się najsławniejsza toszecka legenda o Złotej Kaczce.
Ludzie od wieków opowiadali o wielkich bogactwach , ukrytych w podziemnym labiryncie korytarzy toszeckiego Zamku . Dojścia do nich miała pilnować zakapturzona postać kobieca , będąca personifikacją śmierci, ale nie uprzedzajmy faktów…
Otóż młody Leopold von Gashin pojął za żonę piękną Gizelę , ale otoczeniu Hrabiego nie spodobało się , iż pochodziła ona z niższego stanu , bowiem ujmą dla nich było kłanianie się takiej prostaczce.
Nie mając żadnej przyjaznej duszy przy sobie ,młoda Hrabina czuła się bardzo osamotniona na Zamku , tym bardziej , że jej mąż bardzo często wyjeżdżał w interesach.
Przed jednym z takich wyjazdów Gizela obwieściła swemu małżonkowi , iż spodziewa się dziecka. Hrabia był bardzo szczęśliwy , a w dowód swej miłości , podarował jej rodzinny klejnot , przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Była to naturalnej wielkości Złota Kaczka , siedząca w srebrnym gnieździe , na 11 złotych jajkach .
Hrabina trzymała ten cenny przedmiot na toaletce , koło swojego łoża , przez co czuła się jakby bliżej męża.
Pewnej nocy obudził ją gęsty dym , wdzierający się do komnaty , a na korytarzu zobaczyła tańczące języki ognia , które zagradzały drogę ucieczki z Zamku.
Zaczęła wzywać pomocy , ale nikt z biegającej w panice służby nawet na nią nie spojrzał .
Gizela cofnęła się do sypialni , a tam oparła się przypadkiem o konsolę pod lustrem .
Nagle jedna ze ścian pokoju lekko się przesunęła i ukazało się tajemne przejście , prowadzące do podziemi. Dziewczyna chwyciła Złotą Kaczkę i spiesznie zbiegła schodami w dół.
Długo błądziła po mrocznych korytarzach , aż w końcu ujrzała zbawienne światło dzienne. Dobiegało ono z otworu w murze , ale był on na takiej wysokości , że bez drabiny nie można było się tam dostać.
Gizela wzywała pomocy , ale nikt jej nie słyszał. Zmarła po kilku dniach z głodu i pragnienia .
Minęło kilka dni , gdy z wyprawy powrócił Leopold Gaschin .
Przerażony rzucił się wraz ze swymi rycerzami do przeszukiwania zgliszcz. W jednej z kamiennych komór odnalazł zwłoki swej brzemiennej małżonki. Trzymając ją w ramionach , spojrzał w kierunku światła, rozświetlającego podziemie i wyobraził sobie , jak jego ukochanej Gizeli ciężko było umierać , kiedy nad głową świeciło słońce.
Opisany w legendzie pożar faktycznie miał miejsce w 1811 roku , a po nim nikt już nie odnalazł Złotej Kaczki.
Dzisiaj możemy jedynie oglądać kaczkę , siedzącą na cembrowinie studni zamkowego dziedzińca , która przypomina nam o tej ciekawej legendzie .