Nie ma chyba człowieka , który będąc w woj. małopolskim , nie chciałby odwiedzić Krakowa i jego najcenniejszego zabytku – Kościoła Mariackiego z Ołtarzem Wita Stwosza.
Kiedy Wit Stwosz przybył do Krakowa miał wówczas 30 lat.
Prace nad ołtarzem do Kościoła Mariackiego trwały 12 lat lat , ale Mistrz Stwosz w Polsce przebywał blisko 20 lat.
Dzieło Wita Stwosza składa się z tzw. szafy ołtarzowej oraz dwóch par skrzydeł bocznych , a całość wyrzeźbiona jest w drewnie lipowym.
Jest to jeden z największych gotyckich ołtarzy w Europie .
Historia powstania ołtarza stała się kanwą powieści Antoniny Domańskiej – „Historia żółtej ciżemki” , na podstawie której zrealizowano film pod tym samym tytułem , w którym zadebiutował 11-letni wówczas Marek Kondrat.
Nie wiadomo ile wynosił całkowity koszt wykonania Ołtarza , ale zachował się zapis o jednej wypłacie w wysokości 2808 florenów .
Czy było to całkowite wynagrodzenie mistrza , czy też jego rata ? Któż to wie…
W każdym bądź razie Wit Stwosz powrócił do Norymbergi jako bardzo bogaty człowiek.
Pieniądze swe zainwestował w handel i spekulacje finansowe , które przywiodły go na skraj bankructwa.
Zdesperowany sfałszował podpis na wekslu , ale oszustwo wyszło na jaw i Stwosz został uwięziony.
Groziła mu nawet kara śmierci , ale wstawiennictwo niemieckich notabli pomogło mu ocalić życie.
Ostatecznie został skazany na publiczne napiętnowanie , co w niemieckim prawie oznaczało wypalenie gorącym żelazem piętna na obu policzkach.
Dzieje Ołtarza były równie burzliwe , podobnie jak i życie samego Mistrza.
W czasie II wojny światowej Ołtarz Wita Stwosza został przejęty przez Niemców i wywieziony do Norymbergi .
Po wojnie udało się go odzyskać , ale jego stan miał wiele do życzenia . Po restauracji , dopiero w 1957 roku , powrócił do Kościoła Mariackiego w Krakowie.
Z tym dziełem sztuki związana jest legenda ” O żółtej ciżemce ” , która głosi , iż podczas prac konserwatorskich wykonywanych w Kościele Mariackim w Krakowie , za ołtarzem odkryto zakurzony trzewik.
Należał on ponoć do wiejskiego chłopca , który uczył się zawodu u samego Mistrza. Posiadając niezwykły talent , już po pewnym czasie młody rzeźbiarz zaczął samodzielnie tworzyć figury do Ołtarza Mariackiego .
Na jego pracy poznał się również król Kazimierz Jagiellończyk , który na dowód uznania , podarował mu wymarzone przez niego żółte ciżemki.
Po latach Ołtarz Wita Stwosza był gotowy i miało nastąpić jego odsłonięcie .
Tuż przed rozpoczęciem uroczystości okazało się , że czeladnicy składający Ołtarz , zapomnieli umieścić w ręce Św. Stanisława pastorał.
Jako , że bohater naszej opowieści , ów młody , utalentowany rzeźbiarz , był niezwykle sprawnym młodzieńcem – to jemu przypadło w udziale umieszczenie na ołtarzu brakującego elementu.
Kiedy wspinał się po drabinie , jedna z jego ciżemek zsunęła się z nogi i spadła za Ołtarz . Jako , że było już zbyt późno na jej wydostanie , to but pozostał tam na kilka następnych wieków.
Ładna legenda , ale przyznam , że mnie bardziej zainteresował los samego Mistrza i kara , na jaką został skazany w Niemczech za oszustwo majątkowe.
Muszę przyznać , że publiczne piętnowanie gorącym żelazem , to dosyć nieludzkie , tym bardziej , że wykonywane było w majestacie prawa.
Poza tym dziwi mnie fakt , że będąc tak wielkim artystą , nie potrafił jakoś ujść sprawiedliwości…
Czyżby wtedy prawo w Niemczech było równe dla wszystkich …? .