Ostatnio gościliśmy w pięknych zakątkach Polski południowej , ale teraz poszukamy legend na zachodzie naszego kraju , a konkretnie w woj. lubuskim. Wędrówkę naszą zaczniemy w Solnikach – wsi w powiecie nowosolskim , gminie Kożuchów.
Wydaje mi się , że chyba prawie wszyscy znają piękną bajkę o Królewnie Śnieżce i złej Królowej, która z zazdrości rozkazała zabić swoją pasierbicę. Mało jednak kto wie , że podobne zdarzenie miało miejsce w Polsce , na Ziemi Lubuskiej – w małej wiosce Solniki.
Było to dawno temu , kiedy Panem na Solnikach był znamienity Rycerz Mścisław. Często wyruszał on na zbrojne wyprawy , z których powracał do swego domu , gdzie oczekiwała go piękna żona i córeczka Marychna. Tak kochającej się rodziny rzadko było uświadczyć , a do tego jeszcze Państwo byli bardzo dobrzy dla swojej służby i poddanych.
Pewnego razu Mścisław powróciwszy z wyprawy ze swoją drużyną , zastał pusty dom. Przerażony dowiedział się , że jakiś czas temu nagle zmarła jego ukochana żona , a córkę przygarnęli dobrzy ludzie.
Mijały kolejne miesiące , a mężczyzna tak zatracił się w rozpaczy , że przyjaciele zaczęli już martwić się o jego zdrowie . Z pomocą przyszedł im Książę głogowski , który zaproponował Mścisławowi podróż do Frankonii . Tam przygotowano polskiemu Księciu i jego rycerzom wspaniałe przyjęcie , a następnego dnia odbył się turniej rycerski. Nie obyło się również bez wielkich polowań na grubego zwierza , co nieco poprawiło samopoczucie Mścisława. Przyjaciele odetchnęli z ulgą , kiedy zauważyli , iż powoli odchodzi od niego smutek i ich kompan zaczyna wracać do życia.Dużą zasługę w tym miała jedna z dwórek Księżnej Frankonii .
Miała na imię Gertruda i niepostrzeżenie tak zawładnęła sercem młodego Rycerza , że ten nie potrafił ją opuścić , mimo iż nadszedł czas , by wracał do swego dziecka.
Widząc co się święci , mądra Księżna wzięła sprawy w swoje ręce. Kilka razy napomknęła Mścisławowi , iż osieroconej Marychnie przydałaby się nowa matka , która mogłaby doradzić jej w strojach ,nauczyć dworskich manier i w przyszłości wprowadziłaby dziewczynę do towarzystwa. Słowa te zapadły kochającemu ojcu w serce i odtąd zaczął się poważnie zastanawiać nad związkiem z piękną dwórką.
I tak jak w zamyśle miała jego swatka , w niedługim czasie na frankońskim dworze odbył się ślub i Mścisław powrócił do domu z nową małżonką.
Gertruda od pierwszego dnia dała się poznać jako surowa Pani , która nie miała dla nikogo dobrego słowa . Powoli od domowych rządów odsuwała starą służbę , wyznaczając jej podrzędniejsze zajęcia. W końcu na pokoje mieli wstęp tylko ci , których ze sobą przywiozła.
Mścisław nie dostrzegał tych zmian , bowiem mądra Gertruda była dla niego bardzo dobra i co najważniejsze , przedstawiała mu się jako troskliwa matka dla jego dziecka.
Marychna zawsze grzeczna , dziękowała macosze za okazywane jej względy , ale w tajemnicy wykradała się do swej dawnej piastunki , którą kochała całym swym dziecięcym sercem. Często się jej zwierzała ze swych obaw odnoście swej nowej mamy , której tak naprawdę trochę się obawiała.
Czas biegł szybko , aż pewnego razu Mścisław musiał znowu udać się na wyprawę wojenną . Nie minęło kilka dni jak jego drużyna opuściła Solniki , gdy wioskę obiegła przerażająca wiadomość – we dworze grasuje zaraza i jest już pierwsza ofiara śmiertelna.
Poddani zbiegli się pod drzwi dworu i wtedy majordomus Gertrudy powiadomił ich o zgonie Marychny. Nikt nie chciał uwierzyć w tak nieprawdopodobną wiadomość , ale nie wpuszczono ich na dwór , z uwagi na możliwość zarażenia się chorobą.
Szybko przygotowano pogrzeb , a w kondukcie żałobnym szedł tylko Ksiądz i Gertruda. Po ceremonii grabarz miał złożyć trumienkę ze zmarłym dzieckiem w grobowcu rodzinnym i zamurować doń wejście , tak by zaraza nie mogła się rozprzestrzenić. Mężczyźnie tak trzęsły się ręce , że kładąc kolejne warstwy kamieni , zawadził kielnią o wieko trumny , tak że nieznacznie się przesunęło. Chciał to poprawić i wtedy ujrzał zaróżowioną twarz dziewczynki, pogrążonej w głębokim śnie.
Przerażony grabarz pognał do dworu , gdzie Pani wysłuchała go z kamienną twarzą i nie dając wiary jego słowom , odprawiła go, rozkazując niezwłocznie dokończyć pracę.
Grabarz mając przed oczami piękną twarzyczkę Marychny , pobiegł po radę do swojej żony Marceliny . Jak przystało na mądrą kobietę , znalazła wyjście z sytuacji. Kazała mu wprawdzie posłuchać rozkazu Pani , ale w bocznej ścianie grobowca wspólnie wybili otwór , tak by człowiek mógł dostać się do środka. Po skończonej robocie żona grabarza została ze śpiącym dzieckiem , bowiem bała się , że się przelęknie jak obudzi się sama w trumnie.
Nazajutrz Pani na Solnikach przyszła na cmentarz sprawdzić czy grobowiec jest zamurowany , a chwilę po niej pojawił się grabarz z koszem pełnym jedzenia. Marychna osłabiona narkotycznym snem , zachowywała się spokojnie i wraz ze swymi wybawicielami czekała na zapadnięcie zmroku. Wtedy to grabarz miał wywieźć ją z wioski do swego brata , mieszkającego aż w Bieszczadach, gdzie na pewno nikt ją nie odnajdzie.
Tymczasem pod koniec dnia do Solnik wjechał nieoczekiwanie oddział Rycerza Mścisława. Tragiczna wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Gertruda udając cierpienie po stracie przybranego dziecka , pocieszała go jak potrafiła najlepiej , ale zrozpaczony ojciec wskoczył na konia i pogalopował na cmentarz.
Tam padł na kolana przed zamurowanym grobowcem i ciszę tego miejsca rozdarł jego przeraźliwy krzyk.
Usłyszała to grabarzowa , która postanowiła sprawdzić co się dzieje.Zobaczywszy swego Pana , rzuciła mu się z płaczem do nóg i opowiedziała całą prawdę. W chwilę potem Mścisław trzymał już kurczowo w ramionach swą odzyskaną córeczkę i również płakał , ale ze szczęścia.
Potem Marychnę oddał pod opiekę Marceliny , a sam wsiadł na wierzchowca i powrócił na Zamek. Nic nikomu nie mówiąc , zamknął się w swojej komnacie , ignorując całkowicie Gertrudę . Nazajutrz zamkowy kucharz otrzymał polecenie przygotowania uroczystego obiadu dla gości , którzy niebawem mieli pojawić się na Dworze . Kiedy przyjechali , Mścisław zamknął się z nimi w swojej komnacie .
Gertruda aż kipiała ze złości i wiele by dała za to , by podsłuchać o czym rozmawiają , ale było to niemożliwe, z uwagi na straż stojącą przy drzwiach.
Tymczasem Mścisław podzielił się ze swymi przyjaciółmi przerażającą prawdą o Gertrudzie.
Długo się potem naradzano jak ukarać taką zbrodnię , aż w końcu Mścisław postanowił wyrok pozostawić w rękach samej winowajczyni, ale w tym celu użył pewnego fortelu.
Kiedy goście siedzieli już przy stole , w drzwiach jadalni pojawił się stary , wiejski gawędziarz o imieniu Władycha. Gertruda chciała go natychmiast wyrzucić , ale powstrzymał ją karcący wzrok męża . Władycha usiadł i kiedy już się posilił, Mścisław poprosił go o opowiedzenie jakiejś tragicznej historii , którą zapamiętał ze swego dzieciństwa.
Chłop rozparł się na fotelu i zaczął swą opowieść. Było to dawno temu , kiedy Solnikami rządził Dobiesław.Był to znamienity Rycerz i dobry Pan dla poddanych. Wychowywał osieroconą przez matkę córkę Kristinę , w czym miała mu pomagać jego druga żona. Tak się jednak nie stało , bo w niedługim czasie okazało się , że jest ona okrutną kobietą , która szczerze nienawidziła młodą dziedziczkę. Pewnego razu , wykorzystując nieobecność męża , napoiła dziecko usypiającymi ziołami , a potem rozkazała służbie pochować ją na zamkowym cmentarzu…
Władycha zamilkł , a w jadalni zrobiła się cisza jak makiem zasiał…. Wtedy to Mścisław wstał i zwrócił się do żony z pytaniem , jaka według niej kara winna spotkać tamtą zbrodniarkę.
Gertruda czuła się tak, jakby wpadła we własne sidła , ale wiedziała , iż musi odpowiedzieć. Kiedy padło słowo śmierć, drzwi jadalni nagle się otworzyły , a w nich stanęła onieśmielona Marychna ze swoją piastunką.
Straż wyprowadziła z sali Gertrudę , a na podwórcu Zamku czekały już cztery konie i zakapturzony kat. Sprawiedliwości stało się zadość.
Od tego czasu Mścisław zaniechał wojennych wypraw i nawet na krok nie odstępował już córki , którą omal nie stracił.
Jedynym śladem minionej traumy było zamurowane wejście do grobowca.
Legenda ta uczy nas nie tylko tego , że tam gdzie wina , to jest i kara , ale również tego , iż dopiero po ciężkich przejściach człowiek poznaje siebie naprawdę. Może trzeba dopiero dostać w kość , żeby zrozumieć czego właściwie chce się od życia.