Dzisiaj chcę odwiedzić mało znaną wieś Wyszyna , w woj. wielkopolskim , powiecie tureckim.
Zatrzymując się tutaj, bez trudu odnalazłam przy ul. Rafała Gurowskiego 3, niecodzienny Kościół drewniany , zbudowany w latach osiemdziesiątych XVIII wieku , dzięki fundacji Rafała Gurowskiego , kasztelana przemęckiego.
Jego konstrukcja powstała na planie szesnastoboku i jest przykryty unikalnym dachem z gontu w kształcie dwóch nałożonych na siebie dzwonów.
Wygląd jego sprawia , że czasem nazywany jest „największym dzwonem w Polsce”.
Do kościoła przylegają trzy sześcioboczne pomieszczenia : kruchta , kaplica i zakrystia, a ściany kościoła na górze są o kilkanaście centymetrów szersze niż na dole .
Podobno w Europie są tylko trzy takie unikatowe świątynie.
W pobliżu kościoła, nad rozlewiskiem rzeki Topiec , wznoszą się ruiny renesansowego Zamku.
Zbudowany został na początku drugiej połowy XVI wieku , przez rodzinę Grodzieckich , herbu Dryja .
Kilkanaście lat po wzniesieniu tej okazałej budowli , ok. 1582 roku , gościł w niej Stefan Batory .Przybył on z pobliskiego Uniejowa , by wziąć udział w wielkich łowach w tutejszych lasach.
Miejscowa legenda głosi , że podczas uczty wyprawionej na cześć królewskiego gościa, przypadkowo została zastrzelona córka właściciela Zamku.
Podobno od tego czasu błąka się nieboga po okolicznych kniejach i straszy swoim lamentem przejeżdżających podróżnych.
W XVII wieku zamek w Wyszynie przeszedł z rąk rodu Grodzieckich w ręce swoich następców – rodziny Gurowskich.
Moment ten jednak zapisał się w historii wielką tragedią rodzinną ,w której śmiercią samobójczą zginęła ostania córka pierwotnych właścicieli Wyszyny .
Okoliczności jej śmierci były tak tragiczne , że wstrząsnęły całą okolicą i ustnie przekazywane były następnym pokoleniom.
Otóż młoda dziedziczka , panna Grodziecka , zakochana była w biednym młodzieńcu z sąsiedztwa.
Rodzice nie mieli nic przeciwko temu związkowi , ale niestety parol zagiął na nią bogaty właściciel ziemski , mieszkający nieopodal Wyszyny.
Widząc niechęć panny odnośnie jego zamiarów , podstępem uwięził jej kochasia w murach swego zamku. Grożąc mu śmiercią , wymusił na dziewczynie zgodę na małżeństwo .
Młoda żona nie potrafiła jednak okazywać swemu ” Panu i władcy” jakiś cieplejszych uczuć , czym wprawiała we wściekłość swego męża .
Zazdrość tak długo go dręczyła , że pewnej nocy po prostu zabił więzionego nadal w podziemiach zamkowych młodzieńca .
W swym obłędzie posunął się nawet dalej , bo z jego skóry kazał sporządzić fotel. W fotelu tym posadził swą młodą żonę , mówiąc , że ” oddaje ją w ręce kochanka”.
Rzeczywistość była tak okrutna , iż nieszczęśliwa dziewczyna nie chciała początkowo uwierzyć w słowa „swego kata” aż do momentu , gdy na oparciu fotela zauważyła znamię w kształcie myszki – takie jak miał jej ukochany.
Zrozumiawszy krwawą prawdę , oszalała z bólu i przerażenia i wymknąwszy się strażom , rzuciła się z baszty zamkowej . Śmierć stała się jej wybawieniem….
Dzisiaj stawiam kropkę , ale wrócę do Was wkrótce z nową legendą , ale będzie to już nowy 2017 rok.
Tym czasem życzę wszystkim wesołej zabawy i dużo , dużo szczęścia w Nowym Roku.